20 sierpnia 2016

Rozdział 12

    Moje niemożliwe do spełnienia życzenie? Chciałabym cofnąć czas. Nie jestem tylko pewna, czy pomogłoby to w zmianie moich decyzji. Czy mając jeszcze jedną szansę przeżycia danych chwil, rzeczywiście postąpiłabym inaczej? Aktualnie wydaje mi się oczywiste, że starałabym się nie powtórzyć popełnionych błędów. To wrażenie istnieje jednak w tym konkretnym momencie. Czy dalej byłoby ono równie pewne, gdybym naprawdę mogła przeżyć jeszcze raz minione wydarzenia? Nie wiem. Nie rozumiem też, dlaczego w takim razie to roztrząsam.
    Siedzę na łóżku. Karol jest tuż obok i czyta książkę. Ma przy tym tak skupioną minę, że staram się myśleć o czymkolwiek innym niż to, co jest w niej zawarte. Okazuje się, że wychodzi mi to tragicznie. Nie ma to jak trafić z deszczu pod rynnę? Wzdycham i odwracam wzrok w stronę okna. To nie "Fantazje złotowłosej Adrianny" wpakowały mnie w tę sytuację. Samo to, że zjawiłam się w tym domu było błędem. Największym jaki mogłam kiedykolwiek popełnić. Bajka tylko wyjaśniła mi parę kwestii. Sam fakt chordy duchów, która przywitała mnie w tej rezydencji, powinien dać mi do myślenia. Ale nie dał...
    - Adrianna - słysząc szept bruneta, mimowolnie się wzdrygam. Otulająca mnie cisza została rozproszona. - To nie jest tylko bajka - stwierdza tym razem głośniej. Podejrzewam, że zdaje sobie sprawę z tego, jak tymi kilkoma słowami rozbił o ścianę moje ostatnie nadzieje. Oczami wyobraźni widzę, jak ich okruszki rozsypują się po ziemi i giną... Znikają pod łóżkiem, szafą, rozpływają się w powietrzu...
    - Nie? - pytam, starając się zatrzymać istnienie ostatniego ziarenka. Tępo wpatruję się w jeden punkt, wmawiając sobie, że ono tam właśnie jest. Nie chcę go zgubić, chociaż wiem, że tak naprawdę nie istnieje.
    Czuję, jak oplatają mnie ciepłe, silne ramiona.
    - Twoja historia potoczy się inaczej. - Nie chcę poddawać w wątpliwość jego słów, ale właśnie zamknęłam oczy i pożegnałam się z nadzieją. - Dopilnuję tego.
   - Niby jak? - Wyrywam się z jego objęć. - Pan Hammond wie, że widzę duchy. Wie, że ta opowieść jest o mnie. Wie, że... - przerywam. Wie, że pomożesz mu dostać się do Fantazji. Zarzucam sobie i spoglądam na Karola. Nie wygląda na zszokowanego moim zachowaniem. Chyba zbyt często dochodziło między nami do kłótni. Ten chłopak zna mnie lepiej, niż ktokolwiek inny.
    - Ale nie wie, że nie jesteś tak posłuszną i grzeczną dziewczynką, jaką przed wszystkimi udajesz - droczy się ze mną. Widzę nawet jak przez sekundę na jego ustach błąka się uśmiech. Trwa to niestety tylko tą jedną, nieszczęsną sekundę. Po niej jego twarz poważnieje, a do oczu powraca niepokój.
    - Niby co mogłabym tym wskórać? - Nagłe pukanie do drzwi zaskakuje nas oboje. W pierwszej chwili zamieram i nie wydaję z siebie nawet najcichszego dźwięku. Zdaję sobie jednak sprawę, że to nie ojciec, siedzącego obok mnie chłopaka, przerwał nam rozmowę. Jeśli pan Hammond chce gdzieś wejść w tym domu, po prostu to robi. Nie zadaje sobie trudu, aby zasygnalizować swoje pojawienie się.
    Gdy przez kilkanaście sekund przybyła osoba nie doczekuję się odpowiedzi, puka ponownie. Tym razem nie czeka jednak na reakcję z mojej strony. Kiedy znów się nie odzywam, zwyczajnie otwiera drzwi i zagląda do środka.
    - Czego chcesz Henry? - pyta przybyłego Karol, zanim zdołam choćby otworzyć usta.
    - Pan wzywa Adriannę do swojego gabinetu. - O dziwo nie dostrzegam w twarzy kamerdynera najmniejszego zaskoczenia tym, że zastał młodego Hammonda w moim pokoju. Mam nawet wrażenie, że jest to dla niego zwyczajna sytuacja. Z jakiegoś nieznanego mi powodu niepokoi mnie to.
    - Już idę. - Wstaję z łóżka i staram się zachować spokój. Wiem, że nie mogę unikać ojca bruneta. W końcu godzinę temu tak naprawdę nie uciekłam przed nim, a przed własnymi wątpliwościami. Myśl o dostaniu się do Fantazji była niczym cios w brzuch. Tylko zamiast zgiąć się w pół, próbowałam wycofać jej pojawienie się. Udawać, że tak naprawdę się nie pokazała. Gdybym wciąż była małą dziewczynką, nie skupiałabym się na konsekwencjach, dążyłabym do spełnienia marzeń, które gwarantuje ta magiczna kraina. Teraz natomiast nie chcę dopuścić do głosu dziecka, którym byłam. Nawet jeśli coraz silniej domaga się ono ponownie ujrzeć światło dzienne.
    - Żartujesz sobie? - Czuję, jak na moim nadgarstku zaciska się dłoń Karola. - Najpierw wpadasz na mnie na korytarzu, potem z przerażenia zaczynasz płakać i każesz mi przeczytać tę dziwną bajkę, a teraz jak gdyby nigdy nic zgadzasz się iść do człowieka, który jest winny całej tej sytuacji?! - Głos podnosi mu się z każdym kolejnym słowem. - Przekaż mojemu ojcu, że zaraz przyjdziemy, a teraz zostaw nas samych - lodowatym tonem zwraca się do Henry'ego, nie zawracając sobie głowy tym, że właśnie naskoczył na mnie w towarzystwie osoby trzeciej.
    - Pański ojciec nie będzie zadowolony - mówi jeszcze kamerdyner, po czym zostawia nas samych. Ile to razy byłabym zachwycona z odesłania chłopaka z kwitkiem, z całkowitego olania jego poleceń i niedoczekania się konsekwencji z tym związanych? Nie ja jednak mam władzę, aby tego dokonać. Zresztą chyba wolałabym, aby i Karol jej nie posiadał. Mam wrażenie, że tym, co właśnie zrobił tylko pogorszył moją sytuację, mimo że wydaje się to niemożliwe.
    - I niby ja przed chwilą wspomniałem, że nie jesteś posłuszna? Powinienem ugryźć się w język! - warczy, wstając na równe nogi. W tej pozycji muszę zadzierać głowę do góry, aby spojrzeć mu w oczy.
    - Może powinieneś - rzucam, wyrywając rękę z jego uścisku. - Nie ważne, co zrobimy i tak pewnie spełnię każde polecenie, które ktoś wyda mi w tym domu. Jestem grzeczną dziewczynką.
    - Przestań - nakazuje mi, próbując się uspokoić. - Staram się cię zrozumieć, chcę ci pomóc. - Widzę żal, który odmalowuje się na jego twarzy. - Nie chcę, abyś skończyła tak jak inne, nie chcę abyś skończyła tak, jak Adrianna z bajki.
    - Uwierz. Ja też tego nie chcę - szepczę i mimowolnie odwracam się tyłem do chłopaka. Nie chcę, aby zobaczył, jak dużo kosztuje mnie zachowanie spokoju. Ledwie potrafię utrzymać swoje emocje na wodzy. Tylko nie płacz! Nakazuję sobie i biorę głęboki wdech. - Chcę się dowiedzieć, co twój ojciec ma mi do powiedzenia.
    - Więc chodźmy - stwierdza i jak gdyby nigdy nic, chwyta mnie za ramię i prowadzi w stronę drzwi. Kątem oka zerkam na jego twarz. Jest zły. Nawet bardzo zły. Wiem, że nie jestem jedynym powodem tych negatywnych uczuć. Nie wydaje mi się jednak, aby to jakkolwiek poprawiło moją obecną sytuację.

    Stojąc pomiędzy dwójką Hammondów, mam ochotę zapaść się pod ziemię. Tak po prostu zniknąć. Niestety akurat tym rodzajem zdolności przekorny los nie chciał mnie obdarzyć.
    - Myślę synu, że tym razem za bardzo się zaangażowałeś - odzywa się starszy z mężczyzn z drwiną w głosie. - Ale i sytuacja znacząco odbiega od tych standardowych, czyż nie? Zdaje się, że nie tylko ja zmieniłem taktykę. - Widzę, jak kąciki jego ust unoszą się do góry. - Niemniej wolałbym, aby Adrianna zjawiła się tu sama.
    - Przeszkadzam ci w czymś? - rzuca Karol, nieznacznie zmniejszając i tak niewielką odległość pomiędzy nami.
    - Skądże, ale liczyłem na spotkanie z nią w cztery oczy.
    - Słucham - szepczę, pragnąc jak najszybciej mieć to już za sobą. Nie podoba mi się groźba bitwy, która wisi w powietrzu.
    - Jak można dostać się do "Fantazji"? - Zamieram, ponownie słysząc pytanie z ogrodu. To nic takiego. On i tak zna odpowiedź. Staram się samą siebie przekonać, aby otworzyć usta i jak gdyby nigdy nic wyjawić wszystko, co zapamiętałam na ten temat w dzieciństwie.
    - On to wie. - Czuję ciepły oddech przy swoim uchu. Nie zauważyłam, kiedy Karolowi udało się znaleźć aż tak "blisko". Wzdycham.
    - Duchy znają jej położenie - mówię, spoglądając panu Hammondowi w oczy. - Jednak tylko żywi mogą przekroczyć jej bramy. - Widzę błysk w oku mężczyzny.
    - Doskonale! - oznajmia, po czym pochyla się nad swoim biurkiem i sięga po jakąś książkę. Nie potrafię dostrzec jej tytułu. - Niestety jednak nie tak łatwo porozumieć się z tymi istotami, które nawiedzają nas zza grobu. - Postukuje palcami w czarną okładkę. - Według zapisków w tym dzienniku jedynymi nieboszczykami, którzy będą skłonni zamienić z żywymi kilka słów, są ich bliscy. Nie ma co liczyć, aby jakiś nieznajomy duch odezwał się do przypadkowego człowieka.
   - Nawet jeśli on go widzi... - szepczę. Cóż przynajmniej mam odpowiedź dlaczego żaden z nich nie chciał poprowadzić ze mną ani jednej przyzwoitej konwersacji. Co prawda monologi w dzieciństwie, którymi obdarzałam te istoty, nie były zbyt ambitne, ale to że nikt nie chciał mi odpowiadać, potrafiło mnie wtedy zdołować. Nagle coś świta mi w głowie.
    - Po co w takim razie jestem panu potrzebna, przecież Amelia jest pana córką i na pewno... - Unosi do góry rękę, nie dając mi skończyć.
    - Zanim umarła też mi się wydawało, że jesteśmy ze sobą blisko. Na pewno miałem z nią lepsze stosunki niż z synem. - Patrzy znacząco, na stojącego obok mnie bruneta. - Po jej śmierci okazało się, że jednak nie były one jeszcze wystarczająco "bliskie". - Czuję, jak palce Karola zaciskają się wokół mojego lewego nadgarstka. Najwidoczniej wspomnienie o tym, że jego siostra nie żyje, go dotknęło.
   - Dlaczego zatem myślał pan, że dziewczynka skontaktuje się ze mną? - pytam, jednocześnie czując, że uścisk chłopaka jest coraz silniejszy. Mam ochotę zapytać go, o co właściwie mu chodzi, ale nie chcę prowadzić tej rozmowy przy jego ojcu.
  - Biorąc pod uwagę historię, którą przeczytałaś, istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że jesteś wstanie porozumiewać się z duchami - oznajmia. - Chociaż prędzej spodziewałbym się, że Amelka porozmawia ze swoim bratem niż z tobą. Czternaście lat temu jednak miał on trudności z wyczuwaniem duchów, nie miałem więc nawet nadziei, że mógłby zamienić z nią choć słowo - milknie na chwilę, tak jakby przez tą ciszę chciał pokazać, że to były dla niego ciężkie chwile. - Po tylu latach, i wszystkim, co się do tej pory wydarzyło, nawet nie wierzę w to, że mała się do niego odezwie. W takim wypadku dochodzimy do sedna sprawy. Adrianno...
   - To przez ciebie! - Nagły wybuch Karola sprawia, że mimowolnie się wzdrygam. Spoglądając na niego, widzę, jak gniew wręcz kipi z jego osoby. Mam również wrażenie, że zaczynam tracić czucie w lewej dłoni. - To nie był WYPADEK! Teraz to wszystko ma sens. Przecież Amelka nigdy nie chciała chodzić sama do biblioteki, bała się tego pomieszczenia. A tu nagle, nie dość że znalazła się tam zupełnie sama, to jeszcze przypadkiem wypadła wtedy przez okno. DLACZEGO? Ponieważ mój "kochany" ojczulek zapragnął sprawdzić teorię z jakiegoś pieprzonego dziennika!? A może po prostu zapragnął rozpocząć ten cholerny cyrk z pokojówkami, które też ginęły w tajemniczych okolicznościach!?
    - MILCZ! - Tak bardzo skupiłam się na Karolu i na jego słowach, że nie zauważyłam, kiedy pan Hammond pokonał dystans dzielącego nas od siebie biurka. Nie byłam więc wstanie zarejestrować też ruchu jego dłoni, którą wymierzył synowi soczysty policzek.
    Mam wrażenie, że to właśnie w tamtym momencie kropla przelała czarę. Resztę rejestrowałam już jak przez mgłę. Silny ból w czaszce. Rozbite okno. Widok odłamków szkła rozpryskujących się po całym pomieszczeniu i... Ptaki. Dziesiątki kolorowych ptaków, które pojawiły się znikąd...

*****
Nawet nie wiem, co powinnam tu napisać. Zniknęłam na tak długo, że nie mam pojęcia, jak powinnam się Wam tłumaczyć. Zresztą nie wiem też, jak wiele osób przeczyta ten rozdział. Nie mam za złe nikomu, kto zdążył spisać tę historię na straty. 
Na początku nie miałam czasu na pisanie. Tak po prostu brakowało mi chwili, aby się tym zająć. Potem? Dołączył do tego brak weny. Nie potrafiłam dopisać choć zdania do rozpoczętych notatek. Czytałam je kilkukrotnie i nic. Nawet skasowałam przy tym fragment, który do niczego mi nie pasował... Nie zdołało to jednak nic zmienić, aż do wczoraj... Co prawda nie jestem zachwycona powyższym tekstem, ale cieszę się, że udało mi się zakończyć pisanie tego nieszczęsnego rozdziału. Mam nadzieję, że kolejne nie będą mi sprawiać, aż tak wielkich trudności.
Tak na zakończenie tej notki: Dziękuję każdemu, kto dalej chce zagłębiać się w tę historię. Naprawdę wiele to dla mnie znaczy! Co zaś się tyczy zaległości na Waszych blogach - nadrobię je. Może nie dzisiaj, może nie jutro, ale pewnego dnia... W końcu mam zwyczaj pojawiania się znienacka. Pozdrawiam!

11 komentarzy:

  1. Hej, krótko, ale ciesze sie, ze wróciłaś :). Troche zapomniałam; troche bylo dla mnie niejasności, ale wiem jedno: syn staje sie lepszy, a ojciec gorszy. No i chyba wychodI na to,Ze to ten drugi jest odpowiedzialny za znikanie służących... zastanawia mnie tez, jak narratorka miałaby porozmawiac z dziewczynka-duchem, skoro ta raczej sie do niej odezwie... Ani otworzyć Fantazję?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się cieszę, że wróciłam :) Cóż moje rozdziały zazwyczaj do najdłuższych nie należą, nie to co przerwy między nimi...
      Fakt ciężko Adriannie byłoby porozmawiać z dziewczynką, ale pan Hammond zwyczajnie liczył w jej "wyjątkowość" i to, że jej to ograniczenie nie obowiązuje.
      Dziękuję za komentarz! Pozdrawiam :*

      Usuń
  2. Cieszę się, że powróciłaś :D Mam nadzieje, że nie znikniesz już na tak długo. Przed tym rozdziałem musiałam sobie przeczytać 11, żeby jakoś wbić się z powrotem w tą historię i... Ja chcę więcej! Proszę cię nie znikaj już na tak długo. Karol jest cudowny! Życzę Wennyyyy i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście też liczę na to, że tak długie przerwy w notkach nie powrócą. Poza tym nie dziwię się, że potrzebowałaś powrotu do 11 rozdziału - samej też zdarzyło mi się go jeszcze raz przeczytać, aby przypadkiem nie pomieszać faktów :)
      Dziękuję za miłe słowa :* Wena zdecydowanie się przyda ;) Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Bardzo się cieszę że wróciłaś ;) Czekałam i było warto, choć mam nadzieję, że już nie znikniesz na tak długo, czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę walczyć o to, aby ponownie tak długa przerwa nie miała miejsca - inaczej będę pisać tę historię w nieskończoność, a zostało się jej tylko kilka rozdziałów...
      Dziękuję za odwiedziny i komentarz! Pozdrawiam ;)

      Usuń
  4. Nie wiem, czy sierpień jest miesiącem cudów, bo nigdy go za takiego nie uważałam, ale coś musi być na rzeczy, skoro tyle cudnych opowiadań wraca i się uaktywnia. Jak ja się cieszę!
    Nie wiem, co to się zadziało, ale Karol się zmienił. Jest dużo bardziej sympatyczniejszy i widać, że zależy mu na Adriannie. W jakimś stopniu wierzę, że dziewczynie przy jego boku nic złego się nie stanie. Pobożne życzenie? Może, ale trzymam się tego przekonania mocno!
    Ah, wiemy, czemu Adriannie nie udało się przekonać żadnego ducha do rozmowy. To musi być ktoś bliski! Ale skoro tak, to jak ona ma tego dokonać, aby wskazać swojemu pracodawcy owe przejście do Fantazji?
    Oskarżenia Karola są okrutne, ale chyba mają w sobie sporo prawdy, bo inaczej pan Hammond nie zareagowałby tak gwałtownie.
    To zakończenie było mocne. Tylko czy to zadziało się naprawdę czy tylko w głowie Adrianny? Czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim wypadku uznaję sierpień za miesiąc cudów - tym bardziej, że to opowiadanie zniknęło na ponad pół roku i nagle znienacka dało o sobie znać :D
      Bardzo trafne pytanie odnośnie tego, jak Adrianna ma przekonać jakiegoś ducha do rozmowy. Zdaje się to niemożliwe, ale jakby się zastanowić jest rozwiązanie... Wolę nie zdradzać jakie, ale myślę, że łatwo jest się tego domyślić...
      Dziękuję Ci za komentarz! Cieszę się, że mimo mojej długiej nieobecności wciąż śledzisz ten blog. Ja mam zamiar napisać tę historię do końca :) Pozdrawiam serdecznie! ;*

      Usuń
  5. Zacznę chyba od tego, że byłam niezmiernie zaskoczona, widząc u Ciebie rozdział, ale też mega szczęśliwa! Nie mam zamiaru wyrzucać Ci, że długo na niego czekaliśmy, bo rozumiem, że mogłaś nie mieć czasu ani weny. Mam tylko nadzieję, że jest już lepiej i następny pojawi się w mniejszym odstępie czasu ;)

    Muszę przyznać, że ten rozdział czytało mi się naprawdę dobrze. Kiedyś nie bardzo ufałam Karolowi, denerwował mnie (i w sumie chyba jeszcze nie raz zdenerwuje), ale teraz zaczyna się to zmieniać. Wierzę, że naprawdę stoi po stronie Ady i że naprawdę chce jej pomóc. Po tym, co powiedział ojcu, sytuacja wydaje mi się o wiele jaśniejsza, niż przed tym rozdziałem. Czyżby pan domu naprawdę zabił własne dziecko tylko po to, żeby sprawdzić wiarygodność jakiejś książki? To by oznaczało, że jest okropnym człowiekiem, z którym naprawdę nie warto zadzierać. Tym bardziej, że pokojówki również znikały w dziwnych okolicznościach.
    Chyba nie powinnam już mieć żadnych wątpliwości, że to pan Hammond jest czarnym charakterem. I po tym rozdziale nie mam. Ciekawi mnie tylko czy Ada wraz z Karolem będą potrafili jakoś mu się postawić, czy wymyślą sposób, by wygrać z tym człowiekiem i nie dać się wciągnąć w te chore gierki. Dla Ady najlepiej by było odejść z tego domu, zaszyć się gdzieś i zapomnieć. Karol jest chyba w gorszej sytuacji. Hammond to jego ojciec, a skoro był w stanie zabić jedno swoje dziecko, to drugie też by pewnie potrafił.
    Kurde, powiem Ci, że nie mam pojęcia, jak to wszystko się dalej potoczy, ale naprawdę mnie to intryguje! Robi się coraz ciekawiej. Mam wrażenie, że każdy o czymś wie, każdy coś ukrywa... nawet ten Henry. Z wielką niecierpliwością czekam na nowy rozdział i życzę Ci naprawdę dużo weny. Chyba się przyda ;D

    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! ;) W sumie też jestem zaskoczona tym, że w końcu coś tu zamieściłam. Zaczynałam mieć obawy, że już nigdy nie ruszę z tym opowiadaniem do przodu...
      Cieszę się, że ten rozdział zdołał wiele rozjaśnić. No cóż w pewnym sensie liczyłam na to. Tym bardziej, że nadszedł czas, aby nadać tempa temu opowiadaniu i pociągnąć je do końca - liczę na to, że mi się to uda.
      Wena na pewno mi się przyda i to w sporych ilościach :D Pozdrawiam serdecznie! ;* Mam nadzieję, że tym razem nie będzie trzeba na mnie aż tak długo czekać. Jeszcze raz dziękuję ;)

      Usuń
  6. Ja też nie mam zamiaru wyrzucać ci jak długo cię nie było, bo przecież ty byłaś, tylko aktualni nie pisałaś, ale już na zagadywania czytelników odpowiadałaś i nie olałaś bloga tak całkiem, że aż czytelnik nie wiedział co dalej.

    Wiedz, że ja ciągle o tobie pamiętałam i co jakiś czas tutaj zaglądałam, by się upewnić czy opowiadanie ruszyło dalej, czy nadal stoi w tym martwym, czarnym punkcie.

    Za to mogę ponarzekać, że rozdział jest taki krótki. Mogę, prawda? no więc narzekam.

    Podoba mi się, że akcja idzie do przodu i nie wiem czy dobrze rozumiem, czy nie, ale wydaje mi się, że z tego rozdziału wynika, że to ojciec zabił córkę lub przekonał ją do tego by wyskoczyła z tego okna, bo chciał spełnić jakieś swoje chore fantazje. Jak widać, fantazje nie zawsze są dobre.

    O ptaszki! Lecę zaraz do kolejnego rozdziału, a i miniaturkę co kiedyś opublikowałaś postaram się dzisiaj przeczytać.

    U mnie takie przerwy zdarzają się zwłaszcza na Legendzie, a i Gówniarze stoją. Ja po prostu potrzebuję impulsu, a gdy ten już mnie trafi, to potrafię pisać i pisać niemal każdego dnia. Każdy więc ma gorsze momenty w tworzeniu, ale liczy się konsekwencja, by skończyć co się zaczęło. W końcu czy warto porzucać coś co było niegdyś dla nas ważne i czymś czym jakiś czas w wyobraźni żyliśmy. Mnie byłoby szkoda, dlatego żadnej historii nie umiem spisać na straty, ani tych pisanych przeze mnie, ani tych cudzych, ale moich ulubionych.

    Pozdrawiam
    takamilosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń